czwartek, maja 24, 2007

jak chciałeś

Przyszedl uradowany jak już dawno nie, z wielkim, dziecinnym uśmiechem na twarzy. Mam dla ciebie prezent. Wzięła, otworzyła, zobaczyła. Piękny drogi prezent. Weź go i wyjdź. Powiedziała. Ale dlaczego? Wyjdź, powiedziałam. Ale o co Ci chodzi? Spróbował ja przytulić. Nie dotykaj mnie. Wziął ją pod brodę i spojrzał w oczy co się stało? A ona patrząc mu w oczy powtórzyła. Wyjdź. W tych oczach była złość, zimna jakby stalowa złość. Wiesz że jak wyjdę to nie wróce? Jeśli nie wiesz dlaczego masz wyjść to możesz nie wracać. W jego oczach pojawiły się łzy. Odwrócił się i poszedł. Nigdy już nie wrócił. Nikt mnie nie będzie kupował, ja nie jestem na sprzedarz, pomyślała zapalając trzęsącymi się rękami kolejnego papierosa, zaciągając się własną samotnością jak trucizną która powoduje nie tylko raka i choroby serca. Nikt.