Nie lubila tego. Czula sie jakby emocje parowały z niej wszystkimi porami. Jakby musiała sie nimi wyrzygać.
To tak jakby ktos zapalił w niej płomien. Który pali sie jasno za jasno aż w pewnym momencie brakuje mu powietrza i gaśnie. W czarnych dziurach nie ma powietrza. W czarnych dziurach nie ma nic. Kiedy już wszystko się w niej wypala pozostaje tylko czarna dziura. Za tymi oczami które zdają się mówić tak wiele nie ma duszy. Jest tylko nic.
Nie lubiła kiedy ktos zapalał w niej ten płomien. Zawsze znienacka. Jakby mimochodem. W międzyczasie. Przychodził. Rzucał trzy słowa. Patrzał. A w niej się wszystko paliło. Czasami miała wrażenie że kiedy jej dotykał z jej uszu, nosa, oczu wyrastały kwiaty. Gorąco jak w dzungli. Zapach ciężkich tropikalnych kolorowych kwiatów. Myślał że może tak zjawiać się z nikąd na chwilę i robić co mu się podoba. A ona potem zostaje z pożarem i kwiatami i czarnymi dziurami łatanymi późno w nocy za pomocą Tori Amos lub Martiny Topley.
Nie lubiła kiedy ktoś czuł się panem jej duszy, kiedy ktos potrafił ją ujarzmić, kiedy jego spojrzenie i emocje miały siłę równa jej. Rozpętywała się wtedy walka, w powietrzu czuć było bitwę, latały iskry aż w końcu zamieniały się w ogień i spalały ją zawsze ja nie wiedziec czemu taka silna przegrywała.
Nie lubiła tego ale to się działo po raz kolejny i kolejny. Nie miała nad tym kontroli. Nie potrafiła ujarzmić ani ognia ani swoich emocji które znow i znow wywoływały pożary, czarne dziury, szaleństwa. I nawet kiedy myślała że nie pozostało już nic do spalenia, ze wszystko poszło z dymem i nie trzeba się juz bać kiedy już wyzbywała się już dystansu i ostrożności ile razy można powtrzymac się przed skoczeniem w tę czarna dziure przed pogrążeniem się w tej nicości
To tak jakby ktos zapalił w niej płomien. Który pali sie jasno za jasno aż w pewnym momencie brakuje mu powietrza i gaśnie. W czarnych dziurach nie ma powietrza. W czarnych dziurach nie ma nic. Kiedy już wszystko się w niej wypala pozostaje tylko czarna dziura. Za tymi oczami które zdają się mówić tak wiele nie ma duszy. Jest tylko nic.
Nie lubiła kiedy ktos zapalał w niej ten płomien. Zawsze znienacka. Jakby mimochodem. W międzyczasie. Przychodził. Rzucał trzy słowa. Patrzał. A w niej się wszystko paliło. Czasami miała wrażenie że kiedy jej dotykał z jej uszu, nosa, oczu wyrastały kwiaty. Gorąco jak w dzungli. Zapach ciężkich tropikalnych kolorowych kwiatów. Myślał że może tak zjawiać się z nikąd na chwilę i robić co mu się podoba. A ona potem zostaje z pożarem i kwiatami i czarnymi dziurami łatanymi późno w nocy za pomocą Tori Amos lub Martiny Topley.
Nie lubiła kiedy ktoś czuł się panem jej duszy, kiedy ktos potrafił ją ujarzmić, kiedy jego spojrzenie i emocje miały siłę równa jej. Rozpętywała się wtedy walka, w powietrzu czuć było bitwę, latały iskry aż w końcu zamieniały się w ogień i spalały ją zawsze ja nie wiedziec czemu taka silna przegrywała.
Nie lubiła tego ale to się działo po raz kolejny i kolejny. Nie miała nad tym kontroli. Nie potrafiła ujarzmić ani ognia ani swoich emocji które znow i znow wywoływały pożary, czarne dziury, szaleństwa. I nawet kiedy myślała że nie pozostało już nic do spalenia, ze wszystko poszło z dymem i nie trzeba się juz bać kiedy już wyzbywała się już dystansu i ostrożności ile razy można powtrzymac się przed skoczeniem w tę czarna dziure przed pogrążeniem się w tej nicości
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home