czwartek, marca 22, 2007

wolność w samotności

Patrzyła na niego wzrokiem jakim patrzy się na przyszpilanego do deski motyla. Mieszaniną obrzydzenia, ciekawości, lęku i jakieś sadystycznej sympatii. Uśmiechała się. Nienawidził tego jej uśmiechu. Bo mimo że był uśmiechem w stu procentach i nic nie można mu było zarzucić gdzieś tam czuło się że nie jest to uśmiech wesoły, że jego powodem nie jest szczęście ani radość ale coś innego. To czego nie wiedział to że powodem jej uśmiechu był triumf jaki spodziewała się odnieść nad swoimi uczuciami, poczucie swojej siły, ufność w niesłuszność wybranej przez siebie drogi. Ten sadyzm który kazał jej wciąż unieszczęśliwiać siebie i innych.

Uśmiechała się i mówiła świetnie, fantastycznie, cudownie. Oczywiście. Udawała że nic się nie stało. Dla niego oczywiście nie stało się nic ale

po tej wczorajszej rozmowie nic już nie mogło być proste. Wszystko ją przerażało i nie umiała znaleźć żadnego dobrego wyjścia z sytuacji. Ani siedząc tam z nią wtedy ani przewracając się na łóżku przez pół nocy wpatrując się w niknący w ciemnościach sufit.

Kiedy szła do niego paląc papierosa stanęła na chwilę i uśmiechnęła się do siebie tym okrutnym uśmiechem sadystycznego dziecka. Już wiedziała. Mur. Maska. Poczucie własnej siły która nie pozwoli by ktoś zniszczył jej luksusową samotność na która tyle pracowała. Wyobraziła sobie jak przywiązuje łańcuchami swoje uczucia, jak zamyka je w celi. Widziała jak pomiędzy nią a światem rośnie mur. Przezroczysty i dźwiękoprzepuszczalny ale nie do przejścia.

Dzwonek do drzwi. Cześć, cześć. Płyta, rozmowa o jakiś obojętnych sprawach. Idziesz z nami na papierosa? Od kiedy Ty tyle palisz?

Zaciągając się mocno powiedziała że robi to na co ma ochotę i nikt nie będzie jej mówił co może a co nie.

Zabrzmiało to jak groźba.

Przestraszył się. Nie poznawał jej. Fakt że nie znali się długo ale jeszcze wczoraj była kimś zupełnie innym. Ciepłą, wesoła i serdeczną kobietą gotującą obiad, radosnym śmiejącym się dzieckiem. Osobą serdeczną, stworzoną do tego by ją kochać. Dziś za to była zimną wyrachowaną istotą która myślała że oszuka kogokolwiek tym sztucznym uśmiechem. Co się stało i jak. Kim ona właściwie jest. Teraz i on poczuł ze lepiej jest uciec, że jej lepiej unikać z daleka. Że się kompletnie pomylił.

poniedziałek, marca 19, 2007

wlasnie spieprzylam cos fajnego
wyjatkowego
nie wiem co teraz

idiotka

środa, marca 07, 2007

Nie lubila tego. Czula sie jakby emocje parowały z niej wszystkimi porami. Jakby musiała sie nimi wyrzygać.
To tak jakby ktos zapalił w niej płomien. Który pali sie jasno za jasno aż w pewnym momencie brakuje mu powietrza i gaśnie. W czarnych dziurach nie ma powietrza. W czarnych dziurach nie ma nic. Kiedy już wszystko się w niej wypala pozostaje tylko czarna dziura. Za tymi oczami które zdają się mówić tak wiele nie ma duszy. Jest tylko nic.
Nie lubiła kiedy ktos zapalał w niej ten płomien. Zawsze znienacka. Jakby mimochodem. W międzyczasie. Przychodził. Rzucał trzy słowa. Patrzał. A w niej się wszystko paliło. Czasami miała wrażenie że kiedy jej dotykał z jej uszu, nosa, oczu wyrastały kwiaty. Gorąco jak w dzungli. Zapach ciężkich tropikalnych kolorowych kwiatów. Myślał że może tak zjawiać się z nikąd na chwilę i robić co mu się podoba. A ona potem zostaje z pożarem i kwiatami i czarnymi dziurami łatanymi późno w nocy za pomocą Tori Amos lub Martiny Topley.
Nie lubiła kiedy ktoś czuł się panem jej duszy, kiedy ktos potrafił ją ujarzmić, kiedy jego spojrzenie i emocje miały siłę równa jej. Rozpętywała się wtedy walka, w powietrzu czuć było bitwę, latały iskry aż w końcu zamieniały się w ogień i spalały ją zawsze ja nie wiedziec czemu taka silna przegrywała.
Nie lubiła tego ale to się działo po raz kolejny i kolejny. Nie miała nad tym kontroli. Nie potrafiła ujarzmić ani ognia ani swoich emocji które znow i znow wywoływały pożary, czarne dziury, szaleństwa. I nawet kiedy myślała że nie pozostało już nic do spalenia, ze wszystko poszło z dymem i nie trzeba się juz bać kiedy już wyzbywała się już dystansu i ostrożności ile razy można powtrzymac się przed skoczeniem w tę czarna dziure przed pogrążeniem się w tej nicości