Usiedli pod magazynem, a Jim przyciągnął ja do siebie. Zlękła się. Jedna ręka Jima wsunęła się jej za bluzkę i zaczęła gładzić piersi, a druga spoczęła na kolanie. Liza bała się bardzo i nie wiedziała, co Jim teraz zrobi ale przytuliła się mocno do niego. Wtedy ta ręka, która leżała ciężko na jej kolanie, cofnęła się, dotknęła nogi i zaczęła pełnąć ku górze.
- Przestań, Jim – powiedziała Liza.
Jim wsunął rękę dalej.
- Nie trzeba, Jim. Nie trzeba. – Ani Jim, ani jego ręka nie zwracały na nią uwagi.
Deski były twarde. Jim podniósł Lizie spódnicę i usiłował coś jej zrobić. Bała się lecz chciała tego. Chciała koniecznie ale ją to przerażało.
- Nie powinieneś Jim... Nie powinieneś.
- Muszę. I zrobię. Sama wiesz, że musimy.
- Wcale nie, Jim. Nie musimy. Och, to niedobrze! Och, to takie duże i tak boli!... Nie można! Och, Jim, Jim! Och!
Jodłowe deski pomostu były twarde, pełne zadziorów i zimne, a Jim leżał ciężko na niej i zadał jej ból. Liza odsunęła go, bo było jej niewygodnie i zdrętwiała. Jim spał. Nawet się nie poruszył. Wydobyła się spod niego, siadła, wygładziła spódnicę i płaszcz i spróbowała doprowadzić włosy do ładu. Jim spał z lekko rozchylonymi ustami. Liza pochyliła się i pocałowała go w policzek. Spał dalej. Uniosła trochę jego głowę i potrząsnęła nią. Jim odwrócił twarz i przełknął ślinę. Liza zaczęła płakać. Podeszła do krawędzi pomostu i spojrzała w wodę. Z zatoki wstawała mgła. Lizie było zimno, czuła się nieszczęśliwa, wszystko jakby się skończyło. Wróciła tam, gdzie leżał Jim, i potrząsnęła nim raz jeszcze na wszelki wypadek. Płakała.
-Jim – powiedziała –Jim. Proszę cię, Jim.Jim poruszył się i skulił jeszcze bardziej. Liza zdjęła płaszcz, pochyliła się i okryła nim Jima. Opatuliła go ze wszystkich stron dokładnie i starannie. Następnie poszła pomostem i dalej stromą piaszczystą drogą, żeby położyć się do łóżka. Lasem pełzła od zatoki zimna mgła.
-autor nie pamiętany-
- Przestań, Jim – powiedziała Liza.
Jim wsunął rękę dalej.
- Nie trzeba, Jim. Nie trzeba. – Ani Jim, ani jego ręka nie zwracały na nią uwagi.
Deski były twarde. Jim podniósł Lizie spódnicę i usiłował coś jej zrobić. Bała się lecz chciała tego. Chciała koniecznie ale ją to przerażało.
- Nie powinieneś Jim... Nie powinieneś.
- Muszę. I zrobię. Sama wiesz, że musimy.
- Wcale nie, Jim. Nie musimy. Och, to niedobrze! Och, to takie duże i tak boli!... Nie można! Och, Jim, Jim! Och!
Jodłowe deski pomostu były twarde, pełne zadziorów i zimne, a Jim leżał ciężko na niej i zadał jej ból. Liza odsunęła go, bo było jej niewygodnie i zdrętwiała. Jim spał. Nawet się nie poruszył. Wydobyła się spod niego, siadła, wygładziła spódnicę i płaszcz i spróbowała doprowadzić włosy do ładu. Jim spał z lekko rozchylonymi ustami. Liza pochyliła się i pocałowała go w policzek. Spał dalej. Uniosła trochę jego głowę i potrząsnęła nią. Jim odwrócił twarz i przełknął ślinę. Liza zaczęła płakać. Podeszła do krawędzi pomostu i spojrzała w wodę. Z zatoki wstawała mgła. Lizie było zimno, czuła się nieszczęśliwa, wszystko jakby się skończyło. Wróciła tam, gdzie leżał Jim, i potrząsnęła nim raz jeszcze na wszelki wypadek. Płakała.
-Jim – powiedziała –Jim. Proszę cię, Jim.Jim poruszył się i skulił jeszcze bardziej. Liza zdjęła płaszcz, pochyliła się i okryła nim Jima. Opatuliła go ze wszystkich stron dokładnie i starannie. Następnie poszła pomostem i dalej stromą piaszczystą drogą, żeby położyć się do łóżka. Lasem pełzła od zatoki zimna mgła.
-autor nie pamiętany-
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home